niedziela, 3 września 2023

TREKKING PÓŁWYSEP HELSKI 2022



Na początku kwietnia 2022 roku zorganizowaliśmy kolejną edycję Trekkingu Półwysep Helski. Która to już edycja marszu przez Półwysep Helski? Może ktoś z Was potrafi odpowiedzieć. Po raz kolejny pokonaliśmy dystans 44,29 km ( w poszczególnych przypadkach jest on różny). Tym razem było inaczej bo pod czujnym okiem wiedzy wszystkiego o Półwyspie i Helu Roberta Paseckiego. Jego zasób wiadomości ożywił każdy mijany element betonu, bunkra, umocnień, miejscowości. Dzięki temu odbyliśmy nie tylko wędrówkę ale również podróż w czasie. Wielkie podziękowanie. Gościliśmy przedstawicieli Wielkopolska Szkoła Survivalu , WolfKris Leather Goods- miło było Was poznać oraz razem wędrować. Pozytywnie nastawione jednostki czyli swojskie chłopaki.
Do wydarzenia dołączyły również nowe twarze-goście, którzy nie odpuszczali ani na chwilę-brawo.

Nie dali za wygraną również weterani naszych wydarzeń-miło było widzieć Was ponownie.

Pragniemy przekazać szczególne podziękowania dla Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu za umożliwienie eksploracji niedostępnego dla odwiedzających obiektu, z którym byliśmy przez chwilę związani podczas pełnienia zasadniczej służby wojskowej w Komendzie Portu Wojennego Hel, a jednocześnie wchodzącego w skład niemieckiej baterii Schleswig Holstein.

Było tak...





Uczestnicy marszu na chwilę przed jego rozpoczęciem. Władysławowo Port.

Po krótkiej odprawie ruszamy ku naszej przygodzie. Przy takim dystansie preferujemy start w stylu Hudson Bay Company. Polega on na przejściu niewielkiego odcinka szlaku a następnie rozłożeniu obozu w celu upewnienia się, że wszystko zabraliśmy. Tak robili wioślarze wielkich canoe transportowych na terytorium obecnej Kanady. W naszym przypadku to czas na przejrzenie dopasowania sprzętu, ewentualnym dopasowaniu warstw odzieży do marszu w panujących warunkach. Jednocześnie zatrzymaliśmy się w pierwszym z historycznych miejsc, przy schronie amunicyjnym Baterii Przeciwdesantowej nr 43, usytuowanej tutaj w 1939 roku.




Początek wędrówki.





Wejście do schronu amunicyjnego z 1939 roku Baterii Przeciwdesantowej nr 43.




Po ogarnięciu sprzętu i pierwszym hauście historii kierujemy się w dalszą drogę. Praktycznie wszyscy uczestnicy (z jednym wyjątkiem) przybyli z głębi Polski. Z całą pewnością chętnie rzucą okiem na Morze Bałtyckie. Kierujemy się ku wyjściu na plażę. Wędrówka nią byłaby zbyt wyczerpująca dlatego w czasie naszego marszu trzymamy się szlaku. Daje nam to w miarę stabilny grunt, osłonę przed wiatrem jak również nie rozdeptujemy niepotrzebnie połaci piasku, na którym stoi praktycznie cały Półwysep Helski. Nie zapominajmy, że jest cały czas nadgryzany przez jesienno-zimowe sztormy a tylko dzięki działaniom człowieka nie stał się wyspą.




Wyjście na plażę.





Po pięknych widokach wędrówka trwa dalej. W drodze odnajdujemy stanowisko zbierania oskoły . Ciekawostka na jeszcze mało uczęszczanym szlaku. Idąc dalej zatrzymujemy się w miejscu przerwania Półwyspu. Nastąpiło to 30 września 1939 roku w wyniku podjętych przez polskich obrońców działań mających uniemożliwić atak od strony stałego lądu przez niemieckich najeźdżców. Do tego celu użyto głowic torpedowych. Miejsce jest upamiętnione głazem z adnotacją. W terenie wyraźnie widać bliznę po przecięciu Półwyspu Helskiego.






Obelisk upamiętniający przecięcie Półwyspu Helskiego w 1939 r. przez jego obrońców.

Kolejny punkt mijany w czasie wędrówki to Góra Libek. Nazwana tak trochę na wyrost ponieważ naprawdę jest to piaszczysta wydma o wysokości 12,5 m n. p. m. To nie wszystko. Faktycznie jej nazwa brzmi Lubek (Lubeck) i pochodzi od statku "Lüebeck", który wszedłszy na mieliznę rozbił się nieopodal w XVII w.




Wejście na Górę Libek





Na Górze Lubek. Foto Wielkopolska Szkoła Survivalu .




Zauroczeni widokami posuwamy się w kierunku Helu. Przechodzimy obok zapór przeciwczołgowych co jednoznacznie wskazuje bliskość Ośrodka Oporu Jastarnia. To kolejna fortyfikacja sprzed wybuchu II Wojny Światowej. Prace nad Ośrodkiem Oporu Jastarnia rozpoczęły się w maju 1939 roku, a zakończyć miały się w listopadzie. Ośrodek usytuowano około 3 km od centrum Jastarni w kierunku Kuźnicy. Ośrodek składał się z czterech ciężkich bunkrów i schronów lekkich. Bunkry: Sokół, Sabała, Saragossa i Sęp przetrwały do dzisiał a na ich bazie powstał w 2005 roku Skansen Fortyfikacji II Rzeczypospolitej im. Kontradmirała Włodzimierza Steyera. Jest udostępniony dla zwiedzających (bunkier Sabała oraz odtworzone przeszkody przeciwpancerne i przeciwpiechotne, wiele autentycznych, wydobytych podczas porządkowania terenu ).



Zapory przeciwpancerne.



Bunkier ciężki Sęp i część uczestników wędrówki.



Bunkier dowodzenia Sabała.



Kopuła strzelecko obserwacyjna bunkra Sabała.




Chcielibyśmy w tym miejscu spędzić więcej czasu ponieważ lubimy takie zespoły obronne jednak po posiłku idziemy dalej. Mijamy Juratę gdzie kończy się szlak. Od tej chwili wędrujemy używając mapy, busoli i punktów orientacyjnych ponieważ zeszliśmy z asfaltowej drogi prowadzące wprost do Helu.
Gdzie jest to tylko możliwe wybieramy nieprzetarte szlaki.
Przez pewien czas posuwamy się wzdłuż linii torów kolejowych prowadzących na Hel, następnie odchodzimy w bok, w kierunku otwartego morza.
Półwysep Helski ma to do siebie, że w zasadzie wszędzie można tu napotkać ślady po ostatniej wojnie lub obecności wojska po jej zakończeniu. Praktycznie od roku 1931 kiedy rozpoczęto na Helu budowę Portu Wojennego do 2006 r. kiedy został opuszczony przez 9 Flotyllę Obrony Wybrzeża oraz inne formacje był we władaniu wojska na odcinku od Juraty do końca cypla. Wstęp tam był kontrolowany a na drodze stały wartownie i szlabany.
Już po zmroku natrafiamy na pozostałości przedwojennej XXXII Baterii Greckiej. To oznacza, że niedługo dotrzemy do punktu noclegu, skąd nazajutrz rozpoczniemy dalszą wędrówkę a w zasadzie zwiedzanie atrakcji ( dla nas owszem ;) ) Helu.




Schron amunicyjny. XXXII Bateria Grecka.



Wstajemy wczesnym rankiem nie mogąc się oprzeć wizycie na plaży. Piekne widoki, towarzystwo foki i gra światła słonecznego urzekają nas swoim widokiem.
Jednak plan marszu przywraca dyscyplinę. Pakujemy obozowisko, jemy śniadanie. Kubek aromatycznej kawy jest jeszcze smaczniejszy w takim otoczeniu.




Fale uderzające w plażę.



Foka nie była zbyt towarzyska a i my nie chcieliśmy jej przeszkadzać.



Rześki i piękny poranek.





Foka pozostawiona sobie wróciła do domu :)

Gotowi do drogi. Kierujemy się ku jednemu z bunkrów baterii Schlezwig-Holstein. W drodze mijamy zespoły powojennych transzei, dalej przedzieramy się przez obszary kosodrzewiny, którą zaczęto tu sadzić od 1825 r. w celu wzmocnienia wydm. Aby ograniczyć koszty nasadzeń, w latach 40-tych XIX w. skierowano do najtrudniejszych robót więźniów z Zakladu Karnego w Grudziądzu, tworząc jego filię w Helu. Kierowano tu więźniów, którzy dobrze się sprawowali i mieli ewentualnie niskie wyroki. Nie zważając na niedogodności idziemy naprzód po kobiercach chrobotka, który nomen omen, chrobocze pod stopami.




Powojenne transzeje powoli pochłaniane przez piasek wydm.



Kosodrzewina tworzy nieprzebyte labirynty. Trzeba się trochę nagimnastykować.



Kobierzec chrobotka.

Znowu bunkry. Tym razem bardzo, bardzo duże. Dzięki uprzejmości Muzeum Obrony Wybrzeża uzyskaliśmy dostęp do obecnie nie używanego schronu, jednego z trzech niemieckiej baterii Schleswig-Holstein-Ceaser. Na fotografii komora ładunków prochowych. Szyny na suficie służyły do podnoszenia ładunków i ich transportu na wózki transportowe. Dlaczego? Ponieważ działa baterii miały kaliber 406 mm.



Komora ładunków prochowych.


Penetrujemy schron pozostawiony samemu sobie od czasów wojny. W czasie, kiedy Rejon Umocniony Hel został przejęty przez Marynarkę Wojenną PRL, w tym bunkrze magazynowano warzywa-ziemniaki, marchew itp.




Idziemy wokół podstawy, na której obracały się działa baterii.



Schron "Ceasar". Łoże, na którym było osadzone działo kalibru 406 mm, po wojnie zostało pokryte betonowym dachem.

Z rejonu schronów przemieszczamy się do Portu Wojennego Hel. Tutaj napotykamy wraki okrętów.




Kadłub ORP Gryf II.


Ciekawostka ;)



Wrak doświadczalnego kutra torpedowego projekt 644 z kadłubem wykonanym z duraluminium.

Kutry torpedowe projektu 664 w kodzie NATO typu 'Wisla', używane były w latach 1972- 1989.
Tutaj kończymy naszą wędrówkę. To blisko 48 km, pierwszy dzień 39, drugi to pozostały dystans.


P.S. Obecnie trasa wędrówki jest wzbogacona o obiekty 3 BAS (Baterii Artylerii Stałej), jej schrony i PKO (punkty kierowania ogniem-zapasowy i główny) z działającymi -obrotowo, dalmierzami.
Dziękuję Uczestnikom wędrówki, ich wytrwałości i chęci poznania historii tego polskiego skrawka lądu.


wtorek, 29 marca 2022

Taktica.pl - nowy sprzęt od polskiego sprzedawcy

 Otrzymaliśmy do sprawdzenia w użytkowaniu nowy sprzęt od polskiej firmy Taktica.pl.

Jak zawsze będziemy gnębić dostarczone elementy w prowadzonej działalności. Wszelkie wyjaśnienia, linki znajdziecie w poniższym filmie.

My podzielimy się swoją opinią po starmoszeniu wszystkiego przez dłuższy czas. Nasze spostrzeżenia nie dają forów bo dostaliśmy. Taką mamy zasadę.




piątek, 2 kwietnia 2021

Zegarek w survivalu

 Przedstawiam niektóre z możliwości wykorzystania zegarka jako narzędzia w sytuacji awaryjnej.


Link do filmu w przypadku braku miniatury: 

https://youtu.be/iKo-i5fqaOg

niedziela, 1 listopada 2020

Opinia Benchmade Puukko 200

 Pod koniec sierpnia 2019 roku otrzymaliśmy od sklepu Kolba nóż , który zwrócił naszą uwagę. Jest to typowy “produkcyjniak”, jednak z charakterem. Swoją stylizacją i budową nawiązuje do tradycyjnych, fińskich ostrzy puukko. To nas zwabiło. Również ciekawość, jak masowo wytwarzany nóż ma się do tradycyjnych kling, od lat produkowanych w zupełnie innym zakątku świata niż pierwowzór. 

Puukko 200, bo o nim mowa, pochodzi bowiem z USA. Został wykuty w warsztatach Benchmade Knife Company, znanym Wam z dobrych i drogich  ostrzy, ale raczej w nowoczesnej formie…


Czy ten model odwołuje się do swojego pierwowzoru i spełnia oczekiwania wędrowca? Sprawdziliśmy, używając przekazany egzemplarz podczas naszych eskapad. Nie było mu łatwo, ponieważ jesteśmy sceptykami z natury i lubimy “dowalić” sprzętowi ;)  Ma być niezawodny i idiotoodporny (taka konstruktywna samokrytyka).

Zacznijmy od technikaliów, pochodzących od producenta :

Klinga została wykonana z jednego kawałka stali (konstrukcja full-tang) co zapewnia wysoką odporność noża na naprężenie oraz przeciwdziała złamaniu lub uszkodzeniu w trakcie pracy. Profil drop-point oraz wysoki szlif płaski podkreślają użytkowy charakter noża. Zastosowany szlif nie jest typowym scandi, zapewnia jednak wysoką wydajność i bardzo dobre właściwości tnące. Klingę wykonano z twardej stali narzędziowej CPM-3V, przewyższającej swoją wytrzymałością wszystkie materiały, które do tej pory wykorzystywał Benchmade.

Proszkowa stal CPM-3V hartowana jest w przedziale 58-60 HRC co gwarantuje bardzo długie utrzymywanie wysokiej ostrości roboczej. Cechuje się takżę ogromną wytrzymałością na obciążenia, zapewnia maksymalną odporność na zużycie, pękanie i wykruszanie. Gatunek ten swoimi parametrami zbliża się do właściwości stali premium S7 i A9 i stanowi doskonałą alternatywę dla A2, D2 i CPM M4. W odróżnieniu od klasycznych stali proszkowych, CPM 3V nie jest stalą nierdzewną, dlatego warto odpowiednio zadbać o ostrze i regularnie je konserwować.

Rękojeść noża wykonano z gumowanego tworzywa Santoprene o antypoślizgowej teksturowanej powierzchni, która gwarantuje wygodny i solidny chwyt podczas pracy. Otwór w tylnej części rękojeści umożliwia wplecenie rzemienia lub linki zabezpieczającej. (podoba nam się ta tekstura nawiązująca do wężowej skóry - przyp. autora)

Do przenoszenia noża służy klasyczna skórzana pochewka, posiada odpinaną szlufkę na pas oraz możliwość mocowania krzesiwa (brak w zestawie).

Brzmi całkiem, całkiem… Zacznijmy od ubranka czyli pochewki.

Wykonana ze skóry naturalnej z wkładem z tworzywa sztucznego, zapobiegającym jej przecięciu przez krawędź tnącą klingi. Na pierwszy rzut oka wydaje się niepewna. Nic bardziej mylnego. Nóż wsuwa się do niej łatwo, szybko, bez zbędnego poszukiwania “drogi wejścia”. Mimo, że nie wygląda na taką, jednak trzyma pewnie umieszczone w niej ostrze. Próbowaliśmy je zgubić podczas normalnych i tych trochę naciąganych czynności obozowych, podczas wędrówki… Nie udało się. Punkt dla pochewki.

Szlufka do krzesiwa, która jest wszyta z boku pochwy. Hm… Dobrze, że jest, ale… Z topowych, używanych i polecanych przez nas krzesiw pasuje do niej tylko BCB Fireball Grand. Oczywiście bez blaszki krzeszącej, co stanowi pewien problem, ale o tym później. Jedno z najlepszych, naszym zdaniem, krzesiw czyli Light My Fire FireSteel Army 2.0 nie wciśnie się tam za nic. Kolejne, warte uwagi czyli Firespark od Helikona również nie. Pomijamy tutaj custom’owe krzesałki. Wyposażeni w pasujący pręt ogniowy idziemy dalej z naszymi próbami.

Sam nóż jest pewny, poręczny, lekki - nie odczuwamy jego obecności.Właściwie dobrana długość ostrza pozwala pracować w każdej, wymaganej sytuacji, podczas prowadzenia prac obozowych, w tym kulinarnych, czy też stworzenia awaryjnego wyposażenia. 



Zastosowana stal faktycznie trzyma ostrość roboczą przez długi czas intensywnego posługiwania się nożem. 

Krawędź tnąca wymagała ostrzenia dopiero po czterech miesiącach intensywnego użytkowania, w tym nietypowego, o czym wspomnimy. Kształt głowni dobrze wpisuje się w prowadzoną działalność leśną, ułatwia wykonanie zadań, to w końcu puukko. Do tych celów służy.

Zaznaczyliśmy, że do szlufki pochewki mieści się krzesiwo BCB Fireball Grand. Tak, ale bez blaszki do krzesania iskier. Tutaj mamy zgrzyt. Jak wydobyć iskry z pręta bez iskrownika? Niestety , grzbiet Puukko 200 jest zaoblony - tutaj być może producent poszedł  za daleko w ostrożności i z obawą przed skaleczeniem się użytkownika. Nim nie zadziałamy. Pozostaje krawędź tnąca. Zdajemy sobie sprawę, że dla niektórych, ortodoksyjnych adeptów bushcraftu i survivalu jest to niedopuszczalna technika, tak jak i tzw. batonowanie nożem. Jednak w sytuacji awaryjnej nie boimy się wykorzystać wszystkich możliwości sprzętu. Sytuacja awaryjna, polega m. in. na tym, że nie jesteśmy w pełni wyposażeni, jak na zaplanowaną wędrówkę (albo wcale - przyp. autora). Używamy zatem sprzętu, który akurat mamy. Zaczęliśmy zdobywać ogień krawędzią tnącą (!) . To jedyna możliwość skorzystania z krzesiwa, bez przenoszonego, gdzieś oddzielnie, iskrownika. Iskry uzyskaliśmy korzystając z najbliżej położonego rękojeści odcinka krawędzi tnącej. Jak wspomnieliśmy, nie wpłynęło to znacząco na ostrość narzędzia. Być może z uwagi na wykorzystany rodzaj stali. 

Podsumowując. 

Puukko 200 to dobry nóż, który Was nie zawiedzie. Spełnia swoją rolę - tnie, trzyma ostrość, nie jest podatny na uszkodzenia, czego więcej potrzeba. Trochę tradycji zaklętej w nowoczesne materiały. Zalety to dobra stal, długo trzymająca ostrość, wbrew pozorom wcale nie jest w jakiś szczególny sposób wrażliwa na rdzę (nie czyściliśmy go w ogóle). Pewny chwyt, właściwie dopracowane rozmiary, waga są trafionymi atutami. Pochewka powinna pozbyć się uchwytu na krzesiwo, bo niczemu nie służy. Cena… Hmmm… Może po prostu za mało zarabiamy :)


niedziela, 6 października 2019

Namiot trekkingowy Quechua QUICKHIKER ULTRALIGHT.

Tak, nie przewidziało się Wam.
Marki, które są trochę przez naszą brać niedoceniane, uznawane za gorsze, pomimo wielu świetnych sprzętów bardzo popularnych wśród buschraft'erów i osób zajmujących się survivalem. 
Quechua i Forclaz od Decathlon Polska.
Ilu z Was chętnie korzysta z materaca trekkingowego Trek 700?
Np. my i wielu survival'owców z górnej półki. 😉 Tarpy, hamaki i inne są również w użyciu.
Ten sprzęt w swojej klasie wcale nie jest gorszy i może być z powodzeniem wykorzystywany 
w naszej działalności. No chyba, że ktoś celuje w fotki z nazwami marek za miliony dukatów 😁
To może być dobra alternatywa sprzętowa dla początków i kontynuacji przygody z działalnością outdoorową. Podczas naszego pobytu w Szwecji, za kołem podbiegunowym, widzieliśmy wielu turystów korzystających np. z namiotów z Decathlonu.

Dzięki uprzejmości pani Gosi Muszol z Decathlon Rumia otrzymaliśmy namiot trekkingowy Quechua QUICKHIKER ULTRALIGHT .




Namiot QuickHiker Ultralight jest zapakowany w dwa pokrowce. Pierwszy (widoczny na zdjęciu) mieści drugi i cały namiot. Jak widać, pomimo że nie jest skompresowany, gabarytami troszkę przewyższa 2 l butelkę popularnego napoju ;) Drugi pokrowiec to po prostu worek ze ściągaczem. Po co dwa? Np. żeby obniżyć wagę zestawu i zabrać namiot tylko w worku. Możliwa jest jeszcze jedna konfiguracja użycia obydwu pokrowców, o czym przeczytacie w dalszej części tekstu.



Bardzo przejrzysta instrukcja rozstawiania namiotu znajduje się wewnątrz pokrowca. 
Nie zgubicie jej ponieważ jest wszyta w pokrowiec 😆




Rozstawienie jest proste i nie powinno nastręczać problemów. Uwagę zwracają linki naciągu. 
Są przymocowane do namiotu w ten sposób, że w kierunku śledzia tworzą dwa ramiona i kąt trójkąta. Przyda się kiedy podłoże jest skaliste i linki unieruchamiamy np. kamieniem.


Wentylację zapewnia wywietrznik w tropiku.


Pod tropikiem umieszczona jest sypialnia. Namiot wyposażono w dwa wejścia po bokach, 
zamykane na suwaki i zawierające wszytą siatkę dla lepszej wentylacji.
Z lewej strony, przy wejściu tropik tworzy niewielką przestrzeń - absydę, w której możemy magazynować plecaki lub rzeczy podręczne. Namiot jest dwuosobowy.


Sypialnia jest przymocowana do tropiku zaczepami. Umożliwia to rozstawienie samego tropiku 
np. podczas ulewy, a następnie pod stworzonym zadaszeniem, rozpięcia sypialni.
Dodatkowo daje to możliwość rozłożenia ciężaru namiotu na dwie osoby, w trakcie wędrówki. 
Wychodzi po równo - niecały kilogram na głowę :) Po to są m. in. dwa pokrowce.


Kultowe materace trekkingowe Forclaz Trek 700. Mieszczą się dwa i pozostaje trochę 
luzu po boku oraz w nogach (rozmiar L).


To własnie ta przestrzeń między sypialnią a tropikiem. My wyłożyliśmy to podłogą aby przechowywać plecaki - cały czas padało. Widoczne podłużne guziki mocujące zwinięte klapy wejść.


Przestrzeń w nogach pozwala ulokować np. po parze butów.


Idealnie dopasowane dwa 60l plecaki.


W dzień i nieprzerwanie przez całą noc padał ulewny deszcz. Woda tworzy krople 
na powierzchni tropiku i spływa z materiału.


Od wewnętrznej strony tropiku pojawiło się kilka kropli wody. Jednak nie zagroziły one wodoszczelności sypialni. Zresztą symulując szybkie rozstawienie namiotu, celowo nie napięliśmy dokładnie tropiku.


Krople, które zatrzymały się na górnej części sypialni.


Namiot sprawdził się w czasie ulewy.


Celowo nie napięte ściany tropiku.


Dodatkowo linki odciągów mają wplecione elementy odblaskowe dla lepszej widoczności po zmierzchu.

Podsumowując bardzo przyjemny sprzęt. Możliwość odpięcia sypialni i rozstawienie samego tropiku daje przewagę QuickHiker'owi nad konstrukcjami z tego samego segmentu cenowego innych producentów.

Waga namiotu i możliwość jej rozdzielenia na uczestników wędrówki jest również plusem.


Trochę technikali ze strony Decathlon Polska:

Odporność na wiatr 70 km/godz. (siła 8): testowany w tunelu aerodynamicznym.


Waga 2,05 kg. Kompaktowy i kompresyjny pokrowiec: 9,5 litrów, 40cm * 15cm * 15cm.


60 cm na osobę. Wysokość sypialni 95 cm. 2 drzwi / 1 absyda / 1 kieszeń.


Szybkie rozkładanie: sypialnia i tropik połączone. Stelaż przymoc. do namiotu.


Test słupa wody (Schmerber):

Tropik 4000 mm.

Podłoga sypialni 5000 mm.


Tropik. Drzwi z moskitierami. 2 otwory wentylacyjne.


poniedziałek, 16 września 2019

TPK Trekking - 14.09.2019 r.


14 września 2019 r. przeszliśmy wraz z uczestnikami wydarzenia TPK Trekking odcinek od Sopotu Kamiennego Potoku 
do jez. Otomińskiego. Pokonaliśmy dystans 32 km (trochę poza szlakiem). Widzieliśmy ciekawe rzeczy i chłonęliśmy piękne widoki na obszarze Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Po drodze, grochówką ugościł nas Dadi Koszmarny. Wielkie Dzięki :) Bilans uczestników zgodny z liczbą na starcie, wszyscy doszli do celu zadowoleni i pełni wrażeń :) Stworzyli fajną atmosferę podczas wędrówki, która dodawała każdemu energii. Dziękujemy za dobrze spędzony czas w Waszym towarzystwie. Mamy nadzieję, do zobaczenia wkrótce :)